
W tej scenie pięknie mieszają się kobiecość, siła, seksapil, zmysłowość, determinacja i przeświadczenie o konieczności podejmowania odważnych decyzji, które są nieuchronne. A przy tym jest to jedna z tych scen, które dzięki warstwie kostiumowo-charakteryzatorskiej zapadają w pamięć na zawsze.
„Bękarty wojny”. Preludium sekwencji otwierającej wendetę. Shosanna, spiritus movens krwawego odwetu, buduje kolejne poziomy kostiumu wojowniczki: czerwona sukienka, czerwona szminka, uróżowione policzki, przyczernione brwi. Dopełnieniem wojennych barw jest czarna woalka zsuwana na twarz jak przyłbica.
Oj, jak bardzo ta scena siedzi mi w głowie.
I stąd właśnie ten wpis, inspirowany kruchością i siłą. Lubię taką grę przeciwieństw, w którą genialnie wpisuje się jakże fotogeniczna czarna woalka niedbale upięta w fascynator. I czerwona sukienka, bo to przecież oczywiste, że czerń kocha się z czerwienią.




Fot. Maciej Burzykowski