Z reguły wakacje na plaży przypominają polskie filmy.
A w filmie polskim, proszę pana, to jest tak: nuda. Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic. Taka, proszę pana… Dialogi niedobre. Bardzo niedobre dialogi są… W ogóle brak akcji jest. Nic się nie dzieje. Rejs, 1970
OK, mówiąc z grubsza sporo rodzimych produkcji temu oczywiście przeczy, ale zasadniczo prawidłowość ta w odniesieniu do kina popularnego jest od lat niezmienna. A wykonując pewien fikołek myślowy, daje się przełożyć na to, jak wygląda urlop w tropikach.
Bo właściwie taki urlop to nuda. Plaża, piasek, woda, palma, plaża, piasek, woda, jedzenie nie zawsze wybitne, palma, palma, droga na równik, plaża, kilometry plaży, tony piasku. Możesz nurkować, łowić ryby, ale głównie to jednak nic się nie dzieje.
Ale tak, jak czasami potrzebujesz zanurzyć się w lekkim i łatwym filmie, z równą przyjemnością oddajesz się prostym, tropikalnym rozrywkom: plażowaniu, pływaniu, nic niemuszeniu. Właściwie jedyne, co musisz, to mieć kostium kąpielowy.
Będąc na Malediwach, kraju muzułmańskim, trudno nosić stroje odważnie wycięte, nie mówiąc o całkowitym negliżu. Na szczęście rezydentki resortów, miejsc nieobjętych restrykcyjnymi normami plażowego savoir-vivre’u, spokojnie mogą pluskać się w jedno- i dwuczęściowcach. Przystoi nawet skąpe bikini, choć sama go nie nosiłam.
Dlaczego? Trochę przez szacunek dla bezszelestnie przemykającej resortowej obsługi, lokalnej, a więc muzułmańskiej. Poza tym wolę kostiumy w jednym kawałku, bo są kwintesencją komfortu i gwarancją braku regularnego wkurzenia z powodu, że olaboga, znowu się ramiączko zsunęło / rozwiązało / czy coś.
Kostium, który widzicie na zdjęciach, jest nie tylko zgrabny, o niekontrowersyjnym kroju, pozwala wygodnie pływać i opalać się, ale – być może przede wszystkim – ma kapitalny kolor. W takich turkusach jakoś przyjemniej zaprzyjaźniało mi się z malediwską przyrodą. O, taka mimikra.
W czym jeszcze na Malediwy? Stawiam także na nude.
PS Malediwy w 34 sekundy wyglądają tak [WIDEO]
Fot. Maciej Burzykowski