

Lubię słowiańską melancholię. Lubię wierzby płaczące, walce i nokturny Szopena, lubię ten stan przygnębienia i nieukontentowania, który unosi się nad środkowo-wschodnią częścią Europy. Może dlatego identyfikuję się z podobnym stanem ducha na przeciwległym biegunie kontynentu.
Saudade to taki rodzaj nieutulenia w żalu, nostalgii i smutku, ale z pozytywnym faktorem. Paruje nim cała Portugalia, znajdując ujście nad brzegami oceanu albo – w przypadku Lizbony – rzeki Tag.
Saudade to tęsknota za tym, co było, minęło i nie wróci, bo taka jest kolej rzeczy; to takie wiercące dziurę w brzuchu (i gdzieś jeszcze głębiej) uczucie żalu za utratą tego, co uleciało i czego nie da się mieć z powrotem. Ale saudade to dobry smutek, stan pogodzenia się z tym, że wprawdzie pewne historie, postaci, emocje należą do przeszłości, ale to, że były i kształtowały nas, jest dobre i piękne.
Wzrusza mnie to. Ta świadomość, że wszystko płynie i nie da się zatrzymać.
Zobacz także: Koronki w Lizbonie













Miejsce: Lizbona, okolice Oceanarium
Fot. Maciej Burzykowski