Na początku roku wszystko jest takie – mgliste, rozmazane, nieokreślone i dopiero się tworzy. Rzeczywistość nurza się w ciemnościach, ale migocze tu i tam rozświetlana przez światełka.
Lubię ten stan. I lubię cekiny i to, jak chwytają każdy lumen światła. W styczniolutym mogłabym je nosić codziennie*, żeby codziennie jeszcze bardziej był karnawał. Akurat widoczne tu cekiny – jak na cekiny – mają mniej zobowiązujący (do wielkich bali), a bardziej swobodny charakter, wybornie zatem nadają się do wdziewania 24/7.
* oczywiście, gdybym tylko przestała lubić czerń, na co nieszczególnie się zanosi
Fot. Maciej Burzykowski