Gdyby dziś było dwadzieścia lat wcześniej, nosiłabym różową bluzę z Kaczorem Donaldem. Bo w latach 90. taką właśnie nosiłam bardziej niż ochoczo.
Dzisiaj jednak, niesiona falą sentymentu za dawnymi czasami, wybieram jej spokojniejszą odmianę.
Czarna bluza z kapturem to fajna baza. Jeśli lubi się i czuje klimat najntisów, może pasować (prawie) do wszystkiego. Jest zdecydowanym ukłonem w stronę mojego dzieciństwa i wieku nastoletniego, i wierzę, że niekoniecznie sezonowym kaprysem. W każdym razie w sezonie grzewczym rolę otulająco-kojącą spełnia wyśmienicie.
Fot. Maciej Burzykowski