Gdybym swoją codzienną szafę miała zredukować do minimum, zostawiłabym w niej biały T-shirt i dżinsy. To moja baza od nie pamiętam ilu już lat. Zmieniały się fasony koszulek i spodni, ale zasada pozostała niezmienna: nic tak bardzo do mnie nie pasuje jak mundurek „Buntownika bez powodu”. Nic nie jest tak bardzo uniwersalne i – dzięki odpowiednim dodatkom – tak łatwo ulegające metamorfozom, jak właśnie prosty T-shirt i dżinsy.
Przez lata przerobiłam wiele białych koszulek. Jedne z lepszym skutkiem, inne z gorszym, wiadomo. Przede mną wciąż znalezienie świętego Graala: T-shirtu, który nie straci fasonu po kilku praniach, nie zmieni zanadto odcienia i nie będzie kosztował fortuny. Znacie coś spełniającego te parametry? Dajcie znać. Na razie zadowalam się erzacami wyszperanymi często w męskich działach sieciówek.
Z czym łączyć białą koszulkę i dżiny? Idealnie, jeśli można sobie pozwolić na szpilki. Czarne, srebrne, nude, białe. Dodatkowo muszą spełniać jeszcze dwa warunki: mieć spiczasty czub i minimum 8-centymetrowy obcas. Tylko takie wydłużają nogi, a sylwetce dodają lekkości.
W opcji superkomfortowej wymieniam je na sportowe ciżemki. Bo powiedzmy sobie szczerze: choćbym nie wiem jak bardzo uwielbiała się na obcasach, w starciu z polskimi chodnikami szpilki zawsze przegrają.
Coś jeszcze: Różowe włosy na tydzień? OK
Fot. Maciej Burzykowski