
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Black Cashmere wycofano z regularnej sprzedaży. Śmiem twierdzić, że to jeden z najbardziej oryginalnych zapachów ostatnich kilkunastu lat, niszowy wśród drogeryjnych. Znacznie ciekawszy od popularnych kompozycji zamkniętych w jabłkowych flakonikach, którymi w coraz to nowych odmianach Donna Karan schlebia co sezon gustom swoich odbiorców.
Kupioną wiele lat temu trzydziestkę Black Cashmere mam do dziś, zużytą może w połowie. Stosuję ją bardzo rzadko, właściwie trzymam głównie po to, by od czasu do czasu zanurzyć nos w niebanalnie zestawionych aromatach gałki muszkatołowej, pieprzu, wanilii i drewna.
To zapach ciepły, kadzidlany, „ciemny”, rozgrzewający, nieprzypadkowo zamknięty w butelce przypominającej kształtem kamień do masażu. Teoretycznie najlepszy na jesień i zimę. Według mnie jednak ciekawiej sprawdza się wiosną i latem. Wysoka temperatura otoczenia i ciała wzmaga jego intensywność oraz pogłębia orientalny rys.
Znacie te perfumy?

Woda perfumowana Black Cashmere, Donna Karan
Fot. Ewa Kamionowska