
Podkolanówek nie noszę od podstawówki. Zakolanówki zostawiam japońskim dzierlatkom, które chętnie zestawią je z rozkloszowaną spódnicą i koszulą. Ale krótkie skarpetki są w porządku.
Parę lat temu przerabiałam kolorowe skarpety, najchętniej we wzory, najlepiej geometryczne, noszone głównie do spodni. Wciąż zresztą uważam – i nie będzie to odkrywcze – że nie ma to, jak dżentelmen świecący kostką odzianą w ekscentryczną skarpetkę zestawioną z perfekcyjnie skrojonym garniturem. Taka nowa klasyka.
Ale dzisiaj dla siebie wybieram skarpety, które mogą udawać przedłużenie buta. Na przykład takie czarne, lekko transparentne, z lureksową nitką mieniącą się w słońcu na srebrno, zielono i różowo. Czad. Cała reszta jest prosta, w mojej ulubionej czerni.







Fot. Maciej Burzykowski